poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Spec Ops: The Line czyli pustynne post-apo



     Taka oto perełeczka dnia wczorajszego wpadła w me cudne, spragnione ciekawej fabularnie i efektywnej strzelanki, ręce. Dlaczego perełka, dlaczego się tak rozpływam nad tym tytułem? Otóż, Spec Ops nie bazuje na tym, czego możemy się spodziewać po wielu strzelaninach - tutaj jest fabuła, i to fabuła która diabelnie wciąga. Nie oczekiwałem podczas gry na kolejne hordy wrogów, zmutowanych czy nie, do zabicia - oczekiwałem natomiast na przerywniki filmowe, na dialogi między członkami drużyny, na komunikaty radiowe, gdyż wszystko przybliżało mnie coraz bardziej do zrozumienia głównej zagadki - "o co chodzi w tym bajzlu?". Bo bajzlem można to nazwać spokojnie.


     Wprowadzenie do gry daje nam prosty, wręcz nudny cel - mamy pomóc w ewakuacji ludności, zrobić rozeznanie w sytuacji i uniknąć jakichkolwiek strat. Zasadniczo jest to doskonale znane z całej masy strzelanek, więc bliski byłem zaszufladkowaniu gry między wieloma innymi nudnymi. Nic bardziej mylnego, po niedługim czasie napotykamy się na "tubylców", którzy bardzo życzliwie witają nas przy użyciu granatów, karabinów snajperskich, RPG, ogólnie rozumianego ołowiu. I, co jeszcze milsze, znalazły się w grze fragmenty które musiałem przechodzić po kilkanaście razy. SI przeciwników stoi na dość wysokim poziomie. No, albo ja wyszedłem z wprawy jeśli chodzi o strzelanki trzecioosobowe.


     Trochę więcej o samej grze - wydana została w roku 2012 przez studio Jager Development, i jak można się domyśleć - nie jest pierwszą grą w serii. Ale nie o poprzednich i kolejnych częściach będę się tutaj rozpisywał. Oprócz kwestii fabuły, która jak już nadmieniłem wciąga - gra naprawdę urzeka pięknymi, futurystycznymi krajobrazami. A może postapokaliptycznymi? Myślę że tą decyzję muszę zostawić poszczególnym graczom, jednak uwierzcie mi - widok drapaczy chmur, których w Dubaju jest multum, pochłoniętych przez wydmy i zniszczonych przez burze piaskowe - naprawdę robi wrażenie. I to ogromne.


     Wracając do głównego nurtu fabularnego - nasze zadanie to uratowanie żołnierzy prowadzonych przez pułkownika Johna Konrada, których zadaniem było wsparcie ewakuacji i ochrona mieszkańców. Do momentu pojawienia się sygnału alarmowego - kontakt z oddziałem zniknął. Ze względu jednak na ten sygnał na pomoc (i rozeznanie ofc) wysłana została jednostka 3 osób z Delta Force, której jako gracz jesteś dowódcą. Żeby nie było zbyt fajnie i kolorowo szybko okazuje się, iż Konrad zasadniczo nie chce być uratowany. Nie jest mu również na rękę, żeby oddział Delta Force wrócił do domu. Chyba że w plastikowym worku. Tak więc, jak łatwo się domyślić, misja ratunkowa przeradza się w klasyczny survival, z wykorzystaniem wielu elementów naturalnych - w budynkach dobrze strzelać po szybach, żeby wrogów zasypać piaskiem itp.


     Na grę natrafiłem przypadkiem, jednakże polecam ją każdemu. Nie jest to aktualnie zbyt drogi zakup, do tego ma naprawdę ciekawą ścieżkę fabularną i efektowną jak diabli grafikę. Polecam gorąco każdemu, produkt dobry zarówno do zarwania nocki - jak i do zwykłego, relaksacyjnego, wieczornego seansu w towarzystwie myszki i klawiatury. Może określenie "post-apo" jest zbyt mocne, w końcu to tylko jedno miasto... jednak naprawdę takie wrażenie gra na mnie wywarła. Warto zagrać, warto sprawdzić.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz