sobota, 30 sierpnia 2014

Przeprowadzka we własne miejsce.

     Nadeszła w końcu ta chwila, po wielu namowach - zorganizowałem sobie własny serwer oraz domenę. No bo tak szczerze - po co cały czas funkcjonować na bloggerze, kiedy własna domena daje o wiele więcej możliwości. Tak więc zapraszam wszystkich starych i nowych czytelników pod nowy adres : www.kreop.pl. Jestem aktualnie w trakcie przenoszenia większości postów z tej strony, jednakże w najbliższym czasie druga domena będzie w pełni funkcjonalna. Zapraszam ;]

piątek, 29 sierpnia 2014

Słówek kilka o Ice Bucket Challenge



     Dobra, uzewnętrznię się, bo zaczyna mnie drażnić to w co przerodziła się akcja w naszym przepięknym kraju. Zacznijmy od samego, prostego faktu - ludzie którzy narzekają jakie to złe, jakie to niedobre, pokazują jacy oni są mądrzy, ogarnięci, że nie marnują wody, że wpłacają na organizacje zapewniające wodę potrzebującym w między innymi Afryce. Tutaj jedna prosta wiadomość do tychże osób - to nie tak działa, to nie o to chodzi i byłoby strasznie miło gdybyście przed jojczeniem i warczeniem na "debili lejących się wodą" najpierw zapoznali się z całym sensem akcji.


     Punkt drugi, który również niedawno dostrzegłem. Akcja cała, jak wiadomo, jest zamieszczana pod krzaczkiem #alsicebucketchallenge . Co nam to mówi? Pierwsze 3 litery to ALS - stwardnienie zanikowe boczne. Skoro znajduje się w tagu to znaczy że jest to istotne, prawda ? To na litość boską, bo jaką cholerę wpłacacie kasę na inne organizacje? Ja nie mówię że to źle że na nie wpłacacie, serio, pomoc humanitarna, dotacje - to wszystko jest świetne. Ale mieszacie akcje, ludzie! Tutaj chodzi o zwiększenie świadomości odnośnie samej choroby oraz zbieranie funduszy dla organizacji którzy z nią walczą. Z ALS, nie z chorymi dziećmi, sierocińcami, niepełnosprawnością itp. Na to możecie wpłacać zawsze, jednakże cała akcja ma jakiś cel, czyż nie ?


     Podsumowując - ludzie polewają się wodą, nominują 3 kolejne osoby do wyzwania, nie ma problemu. Akcja przeszła na całym świecie, zebrała swoich wielbicieli, zebrała też oczywiście negatywne opinie. Najbardziej podobają mi się te o marnowaniu wody - dużo filmików które widzę organizowanych jest w kabinach prysznicowych, wannach itp. Można to przecież podciągnąć pod prysznic i od razu wody się nie marnuje, tylko normalnie używa. No ale nie, marnujemy wodę a w Afryce dzieci umierają z pragnienia. Jakbyście jej nie marnowali codziennie w inny sposób. Sama akcja jest czysto symboliczna, ma zwiększyć świadomość, o czym pisałem, ma pomóc zbierać fundusze na walkę z chorobą. Naprawdę, wpłacacie na wszelkie organizacje charytatywne - róbcie to dalej. Ale róbcie to od siebie, a nie ze względu na "wyzwanie", w którym chodzi o jedno, specyficzne określone schorzenie oraz o specyficznie podane kwoty - 100 dolarów jak nie zdążysz, 10 jak zdążysz. Skończmy kombinować, cel jest łatwy, wykonanie też, wszystkie warunki zostały już wiele razy dokładnie określone. I na koniec - mój ulubiony filmik z #alsicebucketchallenge.



czwartek, 28 sierpnia 2014

Time Travel - The Neverhood

     No i nadszedł czas na kolejną perełkę z cyklu "gry z dzieciństwa". Mowa tutaj o Neverhoodzie, cudownej przygodówce ze strasznie ciekawymi elementami logicznymi. Oczywiście cudów nie należy się spodziewać, gra wydana została w 1996 roku. Kto jej nie znał - niech ją pozna, warto. Piękny świat, którego grafika jest wręcz ponadczasowa - w końcu wszystko wykonane jest z plasteliny. Ciężko więc porównywać grafikę tego pokroju do dzisiejszych Krajzisów i Szkajrimów. Jest po prostu jedna, jedyna, wyjątkowa i niepowtarzalna. Tak samo z resztą ma się kwestia fabuły całej rozgrywki - gwarantuje długie dni spędzone przed komputerem. Bo takie właśnie produkcje miały swojego czasu największe wzięcie - grafika nie musi wgniatać w fotel, natomiast fabuła koniecznie musi wciągać i nie pozwalać się oderwać od komputera.
     To, co wyróżnia Neverhooda najbardziej spośród wielu rówieśników to gigantyczna dawka humoru. Odnoszę wręcz wrażenie, że to był jedyny cel całej produkcji. Nie jest to jednak ten typ humoru, który możemy spotkać we wcześniej opisywanym "Sajmonie", można go raczej zakwalifikować do znanego z licznych kreskówek, pokroju Królika Buggsa, Donalda itp. Całość rozgrywki dodatkowo umila nam ścieżka dźwiękowa, która doskonale pasuje do tego typu świata.
     Co do linii fabularnej - do najbardziej skomplikowanych na świecie nie należy. Nasz główny bohater, Klaymen, budzi się w nieznanym pokoju. Naszym zadaniem jest w sumie dowiedzieć się kim jest, gdzie jest i co tam robi (dostrzegam podobieństwa między Kac Vegas). Podczas całej wędrówki przez plastelinowy świat będziemy natrafiać na dyski z nagraniami niejakiego Willy'ego. Po zebraniu dysków odkryjemy całą historię tegoż świata, nie jest to jednak warunek konieczny do ukończenia gry. No, i dodatkowy smaczek - gra oferuje nam 2 zakończenia, pozytywne oraz negatywne. Warto w niego zagrać, warto go przejść i warto do niego wracać w praktycznie każdym momencie. Gra zostawia po sobie bardzo dużo pozytywnych wspomnień, potrafi również rozbawić każdego, niezależnie od wieku.

środa, 27 sierpnia 2014

Android - Plague Inc.



     Dawno, dawno temu, gdy w telewizji serwowali nam hity pokroju "Power Rangers", "Kapitan Planeta" czy "Dragon Ball" dzieciaki marzyły, żeby być takimi właśnie bohaterami. No cóż, firmy produkujące gry wykorzystywały to w najlepsze i takie właśnie produkcje wypuszczali na rynek. Teraz jednak nadeszła pora na trochę inne myślenie - i Ty możesz zostać zabójczym wirusem i zniszczyć całą populację ziemi! Czy tylko dla mnie to brzmi o niebo lepiej niż jakiś tam nudny, oklepany superbohater. Ale na temat, żeby nie było!



  

    Grę odkryłem dzisiaj, zupełnym przypadkiem przeglądając kolejne losowe strony sieci, bez szczególnego celu. Plague Inc. to klasyczna strategia, polegająca dokładnie na tym, co opisałem wcześniej - na zarażeniu całego świata śmiertelnym choróbskiem. Oczywiście, nie zaczynamy od "most powerfull" tylko od zwykłej, małej bakterii, którą można odpowiednio przerobić w trakcie rozgrywki. Grając zdobywamy punkty DNA, których możemy użyć do odpowiednich ewolucji naszego narzędzia zagłady - do wyboru są 3 "drzewka rozwoju", które jednak należy rozwijać w sposób przemyślany. Mamy drzewko dotyczące dróg rozprzestrzeniania się zarazy, dzięki czemu możemy liczyć na jakiekolwiek epidemie. Drugie dotyczy symptomów, bo na kiego grzyba zarażać cały świat bakterią która powoduje zaledwie kaszel, toż to musi zabijać. Ostatnie drzewko jest równie ważne, są to nasze umiejętności, takie jak między innymi wytrzymałość w różnych klimatach czy odporność na leczenie. Zrównoważenie wszystkich drzewek jest kluczem do zwycięstwa, nie jest to jednak takie łatwe jak by się myślało.












     Cała gra ma formę symulatora w czasie rzeczywistym. W wersji pełnej można ją trochę przyspieszyć, jednakże powoli też gra się przyjemnie. Jak widać na załączonym obrazku - mamy partie świata zakażone i te, które są "czyste". Jednocześnie z naszym rozwojem mutacji świat skupia się na badaniach nad lekarstwem. Kto pierwszy, ten lepszy - jak tylko szczepionka zostanie wynaleziona mamy game over. Gra się strasznie przyjemnie, jednakże jest to ciężka gra. Wbrew wszystkiemu już poziom trudności "normal" jest dość dużym wyzwaniem dla początkującego gracza. Badania przeprowadzane są szybciej, ludzie bardziej dbają o higienę itp, a wszystkie te czynniki wcale nie pomagają w masowej zagładzie. Tak więc jeśli znudziły Ci się marzenia o byciu superbohaterem - zostań superbakterią lub superwirusem, tylko i wyłącznie po to, żeby zniszczyć całą populację. Od siebie dodam jeszcze że zupełne przeciwieństwo tej gry dostępne jest w formie planszowej - tam jednak prowadzimy zespół naukowców mających na celu opanowanie zarazy. Jednakże gra po stronie "tych złych" zawsze sprawiała mi większą przyjemność!



wtorek, 26 sierpnia 2014

Time Travel - Baldur's Gate 2

     

     Dzisiaj kolejna perełka, każdemu chyba dobrze znana. Wydana w 2000 roku produkcja Baldur's Gate 2 stanowi, jak można się łatwo domyśleć, kontynuację części poprzedniej. Nie będę jednak opisywał jedynki - wybaczcie, fakt jest taki że gra mnie koszmarnie nudziła. "Dwójka" miała dla mnie szybszą akcję, więcej się działo no i - oczywiście - do dyspozycji gracza oddanych zostało więcej użytecznych czarów, zależnych od poziomu postaci. No i nie zapominajmy o jednej rzeczy, która każdemu graczowi utkwiła w pamięci po dziś dzień - Fronczewski i jego słynne, cudowne "Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę". No, cudowne do czasu - zaczynało irytować kiedy jedna z postaci była przeciążona i lazła przez mapę z tempem żółwim.



     Grafika, jak widać, jest dość pikselowata. Nie grafika jednak liczy się w produkcji tego typu, Baldur's Gate bowiem jest jedną z wielu gier gatunku cRPG. Naszym celem jest odzyskanie porwanej przez złego maga przyjaciółki Imoen. Można by powiedzieć że gameplay jest prosty jak konstrukcja cepa - chodzisz, zabijasz tych, którzy chcą zabić Ciebie, wykonujesz misje, awansujesz na coraz wyższy poziom żeby zdobyć potęgę i uwolnić Imoen. Jednakże nie jest aż tak kolorowo - w grze musisz podejmować rozmaite wybory, a często bywa tak, że podjęty wybór decyduje czy np. ukończysz dane zadanie, zdobędziesz super-ekstra-wypasioną broń. 


     Dodatkowym smaczkiem, który nie pozwolił mi oderwać się od komputera przez dłuuugie dni był fakt, iż akcja BG dzieje się w świecie opisywanym w wielu pozycjach książkowych z serii Forgotten Realms. Możemy więc w trakcie gry odwiedzić Podmrok, spotkać Drizzta Do'urdena i wiele, wiele innych postaci opisywanych właśnie w książkach. Dochodzi jeszcze do tego dodatek - Tron Baala, w którym twórcy zaserwowali nam nową klasę - Dziki Mag. Przyznaję, jedna z najciekawszych klas które spotkałem do tej pory w jakiejkolwiek pozycji cRPG. Ma to do siebie, że nie zawsze czarowanie mu wychodzi. Możesz więc, dla przykładu, zabić swojego przeciwnika spadającą z nieba krową. 


     Podczas rozgrywki oprócz faktu że musisz lecieć "zgodnie ze scenariuszem" i wykonywać chain-questa fabularnego - masz multum questów pobocznych. Oprócz zwykłych, króciutkich zadań od NPC zdobywasz również questy chainowe, powiązane z danymi obszarami i questy charakterystyczne dla rózżych bohaterów. No i nie można się skupić tylko i wyłącznie na awansowaniu - trzeba również zadbać o ekwipunek naszych postaci. Ze względu na różnorodność klas i ras daje to naprawdę gigantyczne możliwości, szczególnie że w skład drużyny wchodzi max 6 osób. Ilość kombinacji jest naprawdę gigantyczna, a dla każdej postaci można znaleźć tą jedną, jedyną, najlepszą broń.


     No i wisienka na torcie - Twoje decyzje nie muszą być zgodne ze zdaniami Twoich towarzyszy, przez co mogą oni opuścić drużynę. Są jeszcze oczywiście dodatki pokroju wątków romantycznych, szczególnie między głównym bohaterem/bohaterką a członkami drużyny. Gra zapewnia rozrywkę na naprawdę długie tygodnie, przede wszystkim ze względu na masę możliwości wyboru bezpośrednio wpływających na losy naszej wesołej kompanii. Dla mnie to jeden z najklasyczniejszych przedstawicieli czasów, kiedy gry komputerowe posiadały coś więcej niż krew, flaki, ładną graficzkę i prostą jak konstrukcja cepa fabułę.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Time Travel - Simon The Sorcerer 2: The Lion, the Wizard and the Wardrobe




     Cofnijmy się wstecz o blisko 20 lat. Tak, wtedy właśnie premierę miała wspomniana gra - co prawda nie dokładnie 20 lat temu, acz 19. W roku 1995 premiera światowa, premiera nasza, ze swojską ścieżką językową - około 3 lata później. Jednakże - warto było czekać. Dlaczego wspominam właśnie o tej pozycji? Można powiedzieć że to gra mojego dzieciństwa, pierwsza pozycja przygodowa, przesączona łamigłówkami (których teraz już nie znoszę) i specyficznym rodzajem humoru. Mamy tutaj zarówno parodie filmowe, przeróbki legend a także cóż... nie ukrywajmy - totalnie popieprzony świat. Bo jak inaczej ocenić świat, w którym za brak spłaty pożyczki strzelają z balisty (a może z katapulty?) do Twojego domu?


     Linia fabularna jest prosta jak konstrukcja cepa, rzec by się chciało. Simon przez przypadek trafia do świata, w którym znajdował się już w poprzedniej części, ale do tego nie będę nawiązywać. Zły czarownik Sordid planuje się na nim zemścić za wcześniejsze pokrzyżowanie jego planów, próbuje więc przyzwać go do swojego świata. Coś jednak idzie nie tak, w magicznej szafie nawala GPS czy ki czort, i Simon ląduje w sklepie magicznym starego znajomego. W zasadzie chce tylko wrócić do swojego świata, w tym celu jednak musi zdobyć tajemnicze paliwo do szafy (wtf!?) śluzowicę. Nieustannie kojarzyła mi się ze śliwowicą, wcale nie wątpiłem więc w jej magiczne właściwości.


  Wspominałem o karykaturach, o kpinach i parodiach. W trakcie gry znajdujemy całe multum odwołań do popularnych serii. Mamy na przykład rodzinkę 3 misiów, którym niestety trzeba narobić trochę problemów. Mamy dżina z lampy, mamy też odwołania do seriali - chociażby Drużyny A. Dodatkowo - same elementy otoczenia są dość... specyficzne. W końcu to całkiem normalne, żeby w średniowiecznym społeczeństwie (już pal licho magię) funkcjonowała sieć błotnych fast-foodów, prawda?


     Bohater również nie jest jakimś szczególnym okazem normalności. Oczywiście to również znaczy co przez normalność rozumiemy. To klasyczny nastolatek z "dzisiejszych czasów", zasuwający w jeansach, pierwszej lepszej koszulce i z długimi kudłami. No definitywnie - jeden rzut oka żeby wiedzieć, że znalazł się w złej bajce. Ale również i on jest głównym elementem humorystycznym tejże rozgrywki - denne kawały, jakieś losowe odzywki, czasem nawet celne komentarze - to wszystko tworzy wyjątkowy, cudowny świat Simona, przy którym spędziłem niezliczone godziny. Zaznaczmy jeszcze iż kiedy w to zacząłem grać - internet nie był aż tak popularny - nie dało się po prostu wklikać w googlach tytułu żeby znaleźć jakikolwiek poradnik. Trzeba było wszystko robić samemu, próbować wielu opcji i wczytywać grę multum razy, kiedy coś nie wyszło. Do tej pory jednak bardzo miło wspominam całą rozgrywkę w Simona. 

sobota, 23 sierpnia 2014

Wychowanie nałogowe.

















     Dawno, dawno temu żyła sobie młodzież nie posiadająca uzależnień. Oczywiście, było wśród nich kilku delikwentów którzy takowe mieli - zawsze wyjątek znaleźć się musi. Jednakże z czasem zaczęły w ludziach zachodzić zmiany. Nikt nie wie, czy powodem tych zmian było złe wychowanie jednostki czy wręcz przeciwnie - dobre wychowanie które trafiało w pewnym momencie w złe grono. Fakt jest taki, że ludzie zaczęli coraz bardziej chamieć. Nawet teraz, pisząc ten tekst i słuchając radia trafiam na utwory przesiąknięte wulgaryzmami.


     Nie mówię tylko o uzależnieniu od przekleństw - chociaż myślę że można to teraz tak nazwać - chodzi mi o ogólne uzależnienia. Nie będę poruszał tematu narkotyków - z tym się nie stykam zbyt często. Jednakże jeśli chodzi o alkohol i nikotynę - dostrzegam naprawdę drastyczną zmianę, w odniesieniu do chociażby 10 lat wstecz. Nie tak dawno temu, dla przykładu, podczas spaceru miałem niewątpliwą nieprzyjemność trafić na dziewczynkę - w sumie to wręcz jeszcze dziecko - na oko 13-letnią, palącą bezczelnie fajkę w środku miasta. Nie będę już pytał o to skąd ją miała - w końcu "polak potrafi", znajdziemy zawsze sposób na wszystko. Zmartwiło mnie natomiast to, iż pozdrowiła mnie wielce życzliwym "co się kurwa gapisz". No ja się pytam - co się stało ze społeczeństwem? Czy rodzice mózgi potracili, żeby nie wiedzieli co z ich dzieciarnią się dzieje? A tutaj niespodzianka - chyba jednak wiedzą. Również nie tak dawno temu spotkałem dzieciaka, też na oko 12 - 13 lat palącego epapierosa. No, jeśli to nie była zasługa rodziców to nie mam zielonego pojęcia skąd udało mu się zdobyć na to pieniądze. Chyba że na komunię dostał, w końcu wszyscy ścigają się w kwestii "oryginalnych prezentów".


     Mamy wyzwiska, które towarzyszą człowiekowi na każdym kroku. Fakt, sam klnę, nie jestem bez winy. Jednakże nawet ja potrafię dostrzec różnicę między "kurwa" jako przecinek a używaniem jej co drugie słowo. A coraz częściej to widuję. Niezależnie czy to w życiu normalnym czy online - im człowiek więcej klnie tym jest młodszy. Prawda, nie znalazłem w tej kwestii badań, mogę więc posiłkować się jedynie własnymi obserwacjami. A ich wyniki na pewno nie są w najmniejszym nawet stopniu pozytywne.


     No i na sam koniec - alkohol. Tak, to było, jest i będzie. Bo picie jest wyznacznikiem statusu - idziesz na imprezę - pijesz. Tak samo było kiedy byłem młodszy, co wcale mnie nie uszczęśliwia. Teraz jednak widzę kolejny spadek - coraz młodsi topią się w butelkach. Kiedyś widok 16 latka z piwem mógł szokować, teraz jest to dość codzienny widok. Baa, nawet 13-14 latek z butlą piwa przestaje mnie zadziwiać, widzę to coraz częściej. I powiedzcie mi teraz - co nas czeka w przyszłości ? Bo skoro teraz mamy taką "młodzież" to jakie będą ich dzieci? Nie chcę zwalać na nikogo winy bo fakt jest jeden - nie mam zielonego pojęcia na kogo. Nie wierzę, że to wina bezstresowego wychowania, wątpię również żeby cała wina leżała po stronie rodziców. Mógłbym zwalić winę na otoczenie, jednakże wątpię żeby to cokolwiek wyjaśniło. Pozostaje mi więc zamknąć ten temat i dalej zastanawiać się nad tym, dokąd zmierza nasze społeczeństwo.