piątek, 27 czerwca 2014

Transformers - Age of Extinction

"No bo najpierw Transformersy pomagały ludziom, ale później ludzie zaczęli na nie polować i Transformersy się pochowały żeby nie zostać zniszczone, a później ziemię atakują inne Transformersy i mniej więcej o to tu chodzi".
     Takie oto urocze zdanie usłyszałem na kilka minut przed wyświetleniem filmu. Czy jest to okrojona wersja fabuły, mająca wyjaśnić podstawy sensu tego filmu? Jak najbardziej. Trafne, proste, na temat, niezależnie czy znasz się na serii czy nie - będziesz na bieżąco. Filmy o tej tematyce wręcz uwielbiam, jestem też wielkim fanem efektów specjalnych, nie byłem więc zawiedziony. No, chociaż trzeba przyznać - w filmie wybuchło chyba wszystko, co wybuchnąć mogło, ale czegóż innego można się spodziewać po dziele Michaela Baya. "Age of Extinction" w pierwszych już scenach prezentuje nam całkowitą zmianę historii ziemi, a także zabójcze dla przybyszów skutki walki z poprzedniego filmu. Rozpoczęła się wielka krucjata, mająca na celu wywalić Transformersy z naszej planety. Mądre.

     Krótki rzut oka na fabułę jest już za nami, pozwolę sobie jednak leciutko go rozwinąć. Trzecia część serii zakończyła się na destrukcji Chicago, o ile mnie pamięć nie myli co do nazwy miasta. Nieważne, coś tam rozwalili. Grupa superpotężnych i superkasiastych biznesmenów postanowiło nauczyć się na błędach z poprzednich filmów i nauczyć się technologii obcych. No, jak to w tego typu filmach bywa, był to błąd. Kolejny. Tak dla odmiany. No, ale bez tego nie byłoby całej reszty filmu, co byłoby dość nudne. Mamy więc drużynę "Cmentarny Wiatr" polującą z dość dużą skutecznością na pozostałe przy życiu Transformersy. Co z nich zostanie - jest transportowane do odpowiednich placówek, rozkładane na części i badane. W tym samym czasie nasz główny bohater, Cade Yeager (w jego roli Mark Wahlberg), naukowiec nieudacznik, znajduje zdemolowaną ciężarówkę, co się później okazuje (i co wiemy z trailera) - jest to Optiums Prime (po przejściach, a jak!), przez co sam zostaje wkręcony w krucjatę przeciwko robotom. Jednocześnie, co również wiemy z trailerów, nad ziemią kręci się gigantyczny statek obcych, razem z kilkoma innymi Transformersami na pokładzie. Co z tego wychodzi? Ano wybuchy, wybuchy i jeszcze raz wybuchy. A jak znudzą już Was wybuchy - to dostaniecie więcej wybuchów! Nie, nie przesadzam - tam naprawdę wybucha wszystko. To była chyba jedyna rzecz, która mnie trochę zniesmaczyła podczas filmu, oprócz tego humor na odpowiednim poziomie, fabuła w sam raz do tego typu kina. Przeciętny zjadacz chleba będzie zadowolony, fan serii również powinien być szczęśliwy, a przynajmniej ja byłem. Nie rozumiem tylko kto i jak zorganizował Optimusowi upgrade umożliwiający loty kosmiczne. No, może kiedyś ktoś mi to wyjaśni.
     Na podsumowanie dodam tylko, że kolejna część jest już w drodze. Nie mogą przecież tak szybko i łatwo zakończyć serii przynoszącej duże zyski, no i oczywiście diabelnie cieszącej oczy. Z resztą, kolejna seria została nawet zapowiedziana w zakończeniu filmu, pozostaje więc tylko czekać. I pamiętajcie - możecie być fajni, ale nigdy nie będziecie tak fajni jak Optimus Prime jadący na T-rexie!



poniedziałek, 9 czerwca 2014

Graham Masterton "Infekcja" - Recenzja

   Graham Masterton, urodzony 16 stycznia 1946 roku to popularny brytyjski pisarz, twórca wielu horrorów.Do jego "flagowych" powieści należą między innymi seria 'Manitou", "Wojownicy nocy", "Rook", a także pojedyncze dzieła takie jak "Wendigo", "Demony Normandii", "Sfinks" czy "Podpalacze Ludzi". Masterton oprócz horrorów jest również wydawcą wielu poradników erotycznych, czego wpływ od razu rzuca się w oczy podczas lektury, chociażby, "Infekcji". Z poradnikami erotycznymi jego autorstwa do tej pory nie miałem do czynienia, mam jednak gorącą nadzieję że nie pojawiają się w nich motywy horroru.
Niektóre z jego powieści doczekały się adaptacji filmowych, przede wszystkim Manitou, który dał mu sławę i który, w formie książkowej, kontynuowany jest po dziś dzień. Ostatnią częścią sagi o indiańskim szamanie, szukającym zemsty na białych miał być "Armageddon" wydany w 2010 roku, okazuje się jednak że "Infekcja" nawiązuje do tego samego tematu, z dobrze znanymi czytelnikowi bohaterami.


      "Infekcja" może być zasadniczo podzielona na dwie części, jako że mamy dwóch bohaterów - genialną epidemiolog Annę Gray, która oczywiście, jak na głównego bohatera przystało, odegra kluczową rolę w fabule. Drugim bohaterem jest dobrze wszystkim znany wróżbita, pogromca szamanów Harry Erskine. W "Infekcji" Masterton postanowił nie odgrzebywać na nowo tematu Misquamacusa, indiańskiego szamana znanego nam z wszystkich poprzednich części cyklu. Tym razem, akcja dotyczy głównie jego synów (i ich duchów) oraz chrześcijańskiego demona (no, i jego mocy oczywiście). Nasi bohaterowie muszą powstrzymać błyskawicznie rozprzestrzeniającego się wirusa, zanim cały kraj zostanie zarażony i przestanie istnieć. 
     Powieść jest znakomita, nie brakuje w niej zjawisk nadprzyrodzonych, wartkiej akcji oraz wciągającej fabuły . Przypadnie do gustu każdemu, szczególnie jednak fanom poprzednich części. Mimo faktu, że historia rozpoczęła się ponad 40 lat temu, książka dalej wciąga tak samo, o ile nawet nie bardziej. Jedyny minus książki to fakt, że jest taka krótka. Mimo prawie 340 stron czyta się ją naprawdę ekspresowo.
     Książkę polecam gorąco każdemu - zarówno nowemu fanowi, próbującemu zaznajomić się z twórczością jednego z mistrzów horroru, jak i "staremu wydze", uwielbiającemu te dzieła. Ja, jako długoletni czytelnik, jestem bardzo usatysfakcjonowany. Z nadzieją czekam również na kolejną część, jeśli tylko takowa wyjdzie.

środa, 4 czerwca 2014

Krótka rozprawka o tym, ile wypiła. Rzut okiem na "SAW".

Najpierw krótki rzut okiem na historię, coby sprawiedliwości stało się za dość. Pierwszy film z całego "uniwersum" piły wyszedł w 2004 roku, posiadał jeszcze "beznumeryczną" wersję. Budżet na film był dość niski (zgodnie z Ciocią Wikipedią), ograniczał się do 1,2 mln zielonych. Nie jest istotne czy to było dokładnie tyle, czy coś więcej/mniej. Liczy się tylko proporcja w tym wypadku. Cały przebieg filmu ogranicza się zasadniczo do jednego pokoju, zamkniętego kibla (i to dość obskurnego) oraz do przebłysków pamięci dwóch uwięzionych tam osób. Prosta, i jednocześnie cudowna pułapka - chcesz przeżyć? Urżnij sobie nogę, zabij kompana i jakimś cudem, bez wykrwawienia się, wyjdź z obiektu. Nie da się ukryć, pierwsza część zrobiła na każdym gigantyczne wrażenie, była nie kryjąc - hitem. Oczywiście, jak w każdym filmie, nie obyło się bez różnych dziur logicznych - no, ale o tym później.



Kolejna część - już numeryczna, Piła II, wyszła rok później z prawie 4 razy większym budżetem. Jak można się domyślać - nie zabija się kury znoszącej złote jaja, seria będzie kontynuowana. I, co dzisiaj już wiemy, była. Wręcz do przesady. 2ga część jeszcze ma "ręce i nogi", nie jest przesadna, pułapki są zmyślne, interesujące, nie zanudzają widza potokami krwi i flaków. Film jest po prostu ładny. Cała akcja dzieje się w domku wypełnionym trującym gazem, ludzie zabijają się dla odtrutek zamiast, jak cywilizowane istoty, współpracować, no ale cóż - czy ktoś spodziewa się czegoś innego po zamknięciu grupy recydywistów w jednym pomieszczeniu? Jedynie nastoletni syn naszego "głównego bohatera" (cholera, ciężko wskazać kto tam właściwie jest tym głównym bohaterem. Za każdym razem jak ktoś nam się spodoba - umiera) JESZCZE nie pasuje do tego profilu, ale może się to dość szybko zmienić.


Piła III... Premiera w 2006 roku, to ostatnia część którą oglądałem "na strzał". Musiałem przeczekać ładnych kilka lat aby powrócić do pełnej serii, i dalej - 3ka jest dla mnie końcem właściwej serii. Fakt, wiele wątków nie zostało wyjaśnionych, ale po tej części zrobił się, ogólnie rozumiany, burdel w filmie. Zagadki nie do wygrania, bohaterowie z problemami psychicznymi (no, mówię tak jakby Jigsaw takowych nie miał...), całkowita krwawa jatka. Nakład na Piłę III to już 10 mln zielonych, więc inwestycja widocznie zwracała się solidnie. Niestety, nie szło to do końca w parze z jakością. Cały film opiera się praktycznie na utrzymywaniu Jigsawa przy życiu. Jigsaw umiera, umiera pani doktor - wszystko dzięki sprytnemu, wybuchowemu kołnierzykowi na szyi wymienionej lekarki. Nie ma co zdradzać za bardzo fabuły, nie chcę odbierać do końca radości z oglądania.
Piła IV - tak, właśnie zaczynamy nową serię "Mody na Sukces". Przez długi czas były spekulacje o czym będzie "Piła 2048". Prawdopodobnie byłoby to przesunięcie konfliktów i pułapek na prehistorię, kiedy jeden jakiniowiec (prapraprapraprapradziak Jigsawa) więził w pułapkach innych jaskiniowców. No, ale dość spekulacji, miejmy nadzieję że aż tak bardzo tego nie rozszerzą - a jeśli nawet, to "za naszej kadencji" tego nie zobaczymy. Film wyszedł w 2007 roku, więc cykl "1 Piła na rok" zostaje w pełni zachowany. Od tego momentu nie ma powodu rozwodzić się nad fabułą. Ktoś zastawia pułapki, ktoś umiera, ktoś próbuje każdego ratować, na końcu "zbawiciel" ginie, a "złoczyńca" ucieka - w sumie w ten sposób można opisać większość kolejnych części. A wszystko w imię Jigsawa i jego prywatnej krucjaty.

 w 2008 wychodzi - niespodzianka - KOLEJNA Piła. Teraz już 5ka. Jak poprzednio - nie ma co się rozwodzić nad fabułą. Jedyne co ratuje części po 3ce to pułapki - przyznaję, niektóre strasznie przypadły mi do gustu. Linia fabularna dalej nie jest do końca jasna, tym razem następca Jigsawa - Mark Hoffman - kontynuując dzieło swojego mentora przyciąga skutecznie uwagę agenta Strahma. Jeśli zaczyna to powoli brzmieć faktycznie jak "Moda na Sukces" - nie przejmujcie się, tutaj nikt się z nikim nie żeni, nie ma też (albo ja ich nie zauważyłem) zbyt skomplikowanych relacji między bohaterami. Jeden zabija, drugi próbuje go złapać, w końcu jeden umiera, drugi ucieka. Można to już określić jako "Happy End" w pile - gdyby nie fakt, że kolejne części muszą zbijać fortunę.